środa, 23 lutego 2011

Po prostu pesto



To mój absolutny numer 1 jeśli chodzi o kategorię "obiad w 15 minut". Inne tak proste i jednocześnie tak pyszne danie chyba nie istnieje, a przynajmniej ja go jeszcze nie poznałam. Jakieś propozycje?


Porcja dla 2 osób:
dowolny makaron (ja najbardziej lubię penne lub spaghetti), ilość taka, jaką jesteście w stanie zjeść :)
pół słoiczka pesto
suszone pomidory (ok. pół słoiczka)
trochę papryczki chili
drobno posiekany czosnek (ja daję 1 ząbek)

Palce lizać :)

wtorek, 22 lutego 2011

Wiosenny krem

Dzisiaj z cyklu "uczymy się na błędach..."




Zamieszczam przepis, co do którego mam mieszane uczucia. Ale to, że ja nie jestem czymś zachwycona, nie może skreślać wartościowych potraw. A zupę-krem z brokułów niewątpliwie można zaliczyć do potraw wartościowych - całe bogactwo witamin i mikroelementów na jednym talerzu.
Oryginalny, znaleziony w internecie przepis mówi, aby do tego dania zużyć co najmniej 500 g brokułów, 2-3 cebule i 2-3 główki czosnku. Ja zmniejszyłam ilość wszystkiego, bo gotowałam tylko dla siebie. Ale ilość czosnku zmniejszyłam nieproporcjonalnie do reszty. Błąd.

Ale do rzeczy. Brokuły cebulę i czosnek płuczemy wodą, wrzucamy do garnka, zalewamy zimną wodą i gotujemy do miękkości.


Po ugotowaniu warzyw odcedzamy je i miksujemy na krem. Żeby krem nie był zbyt gęsty, dodajemy przegotowaną wodę. Gotowy krem solimy, pieprzymy, wykładamy na talerz. Podajemy z grzankami.


Banalne. Jednak u mnie zdecydowanie zabrakło większej ilości czosnku - praktycznie go nie czułam i krem wydawał się zbyt mdły.
To chyba podobnie jak ze szpinakiem - sam w sobie w ogóle nie ma wyrazistego smaku, a wystarczy dodać do niego kilka ząbków czosnku i zielenina zaczyna smakować o niebo lepiej.
Do tego kremu kilka ząbków to za mało i nie ma co się obawiać tych 2-3 główek - taki ugotowany wcześniej czosnek nie ma już tak intensywnego smaku.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Inauguracja



"Uroczysta" inauguracja pachnie pieczonymi oliwkami, papryką, suszonymi pomidorami i ziołami. Zioła obowiązkowo.
Kolacja w pół godziny - gotowe ciasto francuskie, na nie pesto (lub oliwa z oliwek i przyprawy) i wszystko to, co akurat mamy w lodówce i co mamy ochotę zjeść...
U mnie padło na zielone oliwki, ser typu feta, suszone pomidory, paprykę, ostrą papryczkę i cebulę.

Wielką fanką papryczek chili nie jestem, bo nie lubię kiedy coś wypala mi kubki smakowe... Ale i tak uważam, że warto je dodawać (z umiarem) do bardzo wielu potraw.
Poza tym muszę przyznać, że bardzo pozytywnie mi się kojarzą. Z węgierską kuchnią i Budapesztem. Z wieczorem, który rozpoczął się obserwacją miasta ze wzgórza Buda Castle, a zakończył się... w kasynie ;).
Pamiętam, że jedną z moich pamiątek z Węgier były właśnie takie papryczki, zakupione w formie ususzonej za "grosze" w supermarkecie Tesco :) długo służyły mi jako bardzo ważny element sosu do pizzy.



A żeby było smaczniej i zdrowiej - gotowe "francuskie pizzunie" warto po upieczeniu, bezpośrednio przed spożyciem skropić jeszcze oliwą z oliwek.

Smacznego!